Bishojo Forum poswiecone japoni, jej kulturze i tym co ma najlepsze... |
|
| Ramira innaczej nadzieja | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Maiko Minister reklamy i koloru :D
Liczba postów : 105 Join date : 09/06/2009 Skąd : nie chesz wiedzie
| Temat: Ramira innaczej nadzieja Wto Cze 16, 2009 3:44 pm | |
| Wstęp
Wiosna, jaka to pienna pora roku. Wszystko się rodzi, wszystko odżywa. Jest tak cudownie i magicznie, że aż chce się żyć. Drzewa znów nabierają głębokiego odcieniu zieleni, kwiaty nie winie wyłaniają się spod ziemi, a zwierzęta znów zaczynają swoje harce. Kocham tą porę roku, ponieważ aż wraca człowiekowi chęć do życia. Pomyśleć, ze jeszcze nie dawno nie było tu tak cudnie i spokojnie, że gdziekolwiek byś spojrzał, ujrzałeś tylko zniszczenie, pożogę i śmierć. Całe krainy zamieniały się w pustynie, na których znaleźć można było tylko ruiny i cienie, przyprawiających istoty o ciarki i sprawiające, że wszyscy bali się tam zapuszczać. Wszyscy znają historie zniszczenia zła, owszem często sie ją opowiada w karczmach. Raz bohaterem jest mag o wielkich umiejętnościach niedostępnych większości śmiertelników, raz rycerz walczący za swój kraj i w imię boga innym razem barbarzyńca chcący wykazać się swoja siła i rozsławić swe imię na wieki, a i nawet przeciwnicy, których pokonywali byli najrówniejszych ras, gatunków i maści. I której wersji tu wierzyć jak jedna ciekawsza od drugiej. Prawdziwej? A która to? A tu was zdziwię, bo ja znam tą prawdziwa wersje. Miałem zaszczyt poznać bohatera, który uratowała świat i spisać jego dzieje. -Pompi, miałeś nam opowiedzieć ta wspaniałą historie.- barta z zamysłu wyrwał głos dziewczynki. W jej kobaltowych oczach pisała się dziecina ciekawość i radość. Jej twarzyczka była urocza, a głos miły dla ucha. Popatrzył jeszcze rozmarzonym wzrokiem na grupkę dzieci siedzących wokół niego. Fakt miał opowiadać, a nie tylko wspominać. -A gdzieś Ci się śpieszy moja białogłowa.- powiedziała z uśmiechem i zaczął stroić struny, chociaż wiedział ze jego instrument ma idealny dźwięk. Na twarzy dziewczynki pojawił się rumieniec. Pewnie nie często ja określano białogłową, ze względu na jej chłopskie pochodzenie. -Ale obiecałeś!- teraz wtrącił sie jakiś czarno-włosy chłopiec. W jego oczach po prostu można było wyczytać ciekawość i zainteresowanie. Już po twarzy było widać, że to łobuz ze względu na liczne otarcia i siniaki znajdujące się na niej. Reszta nie wyrostków też była juz żądna opowieści. -Niecierpliwość to bardzo nieładna cecha wiecie?- mówiąc Pompi zagrał parę nut na swym instrumencie. Co prawda był młody, ale na swym kunszcie znał się jak nikt?- Wiecie, co jest najciekawsze? Że większość powieści zaczyna sie w karczmach.- zmienił temat tak jakby chciał zbyć słuchaczy. -Pompi miałeś mam opowiedzieć o wielkim wojowniku, a nie karczmie.- ciemno włosy chłopiec zdecydowanie był niecierpliwy. -Eh może, dlatego, że właśnie tam najwięcej sie dzieje. Że to jedyne miejsce gdzie możemy spotkać różne racje i nacje i dodatkowo jest to jedyne miejsce, w którym nie chcą się pozabijać?- kontynuował tak jakby chłopiec dla niego juz nie istniał. Patrzył się rozmarzonym wzrokiem w dal, tak jakby zaraz za horyzontu miało się cos pojawić.- Ciekawe. W karczmie się pije i niszczy a jednak tak coś tam ciągnie. Również początek tej historii jest w karczmie.- Uśmiechnął się się do dzieci- A co myśleliście, że w wolnych chwilach siedzę w smoczej grocie i czekam na bohaterów i ich opowieści.- bart zaczął grać piękną melodie. Nuty powoli i leniwie łączyły się w całość, wspólnie brzmiąc pięknie. Dało sie w nią zatopić. W połączeniu z jego głosem brzmiało to wręcz magicznie. -W królestwie Posila działy się dziwne rzeczy.- zaczął Pompi- Nie wiadomo, czym były spowodowanie. Magia, zarazą, nieprzeniknionym mrokiem. Jedno było pewne działo się źle, bardzo źle. Działy się przedziwne rzeczy, których nawet najwięksi magowie nie mogli zdefiniować, bowiem nie były to dzieła zwykłej magi... Nawet nie wiadomo czy magii. Wiedzieli jedynie, że nie może to być sprawka śmiertelnika. Zbyt wielka moc emanowała od miejsc dotkniętych "Tym". Miejsca te wyglądały jak pustynie, chociaż sam wiem, ze większość z nich kwitła i śpiewała jeszcze poprzedniego dnia. Tylko nikt nie wiedział, co sie dzieje. I po co nam wiedza i nauka skoro nie możemy określić powodu być może naszego zniszczenia? W każdej wiosce, do której zajeżdżałem snuto inne możliwości tego, co sie dzieje. Zaraza, czarna magia. Nikt nie podejrzewał prawdziwej przyczyny. Przyczyny, która znał nasz bohater, który wiele różnił się od innych. Słynna karczma w Flartno. Ech, ile się tutaj wina i miodu wypiło, a ile razy w zęby dostało. Siedziałem sobie w kącie jak zwykle coś brzdąkając. Karczma nigdy się nie zmieniała, może poza ilością połamanych mebli po awanturach. Wielka drewniana stodoła, ze schodami do pokoi, pełna ogromnych, długich na dwóch lezących ludzi stołów i tej samej długości ławek. Barman jak zwykle miał mnóstwo roboty, w końcu każdy, kto tu przyszedł chciał sie napić się i poawanturować, z tym drugim miała mniej kłopotu, bo widać było, że to człowiek dobrej krzepy, co sprawiało, że wzbudzał respekt i strach nawet wśród wojowników. Rozglądałem się sie po karczmie, ale to, co wdziałem jakoś nie bardzo mnie dziwiło. Pół orkowie walczący na rękę by udowodnić swoją siłę, dzielni mężowie, opowiadający sobie wspaniałe historie, podróżnicy tak zaciekle rozmawiający, że nawet nie zauważyli jak przed chwilą okradł ich sprytny Niziołek. Tak wszystko toczyło się swoim, dziwacznym, aczkolwiek swoim biegiem. Rozglądając się się dalej po sali zaniepokoiła mnie tylko jedna postać. Zakapturzony człek siedział w koncie, ogrzewając się zapewne i posilając przed kolejna podróżą. Miał twarz zakryta maska, ze nie było widać czy to młody czy stary wojak, w ogóle czy to człowiek. Jego twarz była tak skrzętnie zakryta, ze niemożna było tego stwierdzić. Może to zbieg, albo po prostu Draw, który nie lubi sie chwalić swoim wyglądem. Jedno wtedy wiedziałem, w tej postaci było coś interesującego, innego niż u reszty. Z moich zamyśleń wyrwał mnie znany juz mi Niziołek. Poszedł powoli do dziwnego przybysza, ponieważ ten akurat wyglądał jakby spał. Z zaciekawieniem przyglądałem się się jak małe rączki niziołka sięgały po pękata sakwę. Już miał ją w dłoniach, gdy nagle postać wstała i chwycił go i jakby niepostrzeżenie wyciągnął miech, który złowrogo zalśnił w karczmie. -Ja nie chciałem, mi kazali, wybacz panie.- zaczął burzliwie tłumaczyć się niziołek- To pół orkowie mi kazali. Zagrozili śmierć moich dzieci. Tak to oni.- mały człekokształtny zaczął nerwowo machać rekami w stronę jakiś niezbyt sympatycznie wyglądających barbarzyńców, których zaczęło interesować całe to przedstawienie. Nieznajomy postawił niziołka na ziemie, który się otrzepał i zanim się odwróciłby odejść wpadł w łapy pół orków. -Pół orkowie ci kazali. Śmiesz kalać złą sława imię, Fenrila. Jak śmiesz mały szczurze?- wojownik pociągnął niziołka tak, aby być z nim twarzą w twarz. Nie wiem czy miał tutaj niziołka przerazić wygląd orka, czy braki w jego higienie. Przerażony niziołek zaczął tylko machać nogami w powietrzu. -Ja... ja wam zapłacę.- mały człek łapał się już każdej deski ratunku - Ile chcecie? -Za mój i moich towarzyszy splamiony honor? Niech pomyśle... Twoja głowę.- barbarzyńca zaśmiał się sie donośnie i już sięgał po topór, aby odciąć głowę bezbronnemu osobnikowi w swoim reku. Gdy odwrócił się już zadowolony z Bronia zauważył przed swoim nosem ostrze. Kiedy pociągnął wzrok dalej wzdłuż ostrza na jego końcu mógł dostrzec nieznajomego przybysza w masce. - A ty, co, tez guza szukasz.- zachrypiał Fenril i dał znak swoim towarzyszą do ataku. Walka nie była długa, w końcu był jeden, chyba człowiek na pięciu pół orków, ale zacięta. Szczek stali i iskry powstałe przez potarcie się o siebie dwóch mieczy wypełniły całą karczmę. Przybysz parował, to jeden to drugi cios, jego drobna sylwetka sprawnie balansowała miedzy stołami i gości, gdzie natomiast orkowie przechodzili po wszystkim pozostawiając jedynie zniszczenie i jeszcze więcej ofiar. Stal tańczyła w powietrzu jak goście na wielkim balu, wydając przy okazji przeszywające do szpiku kości straszne dźwięki. Widowisko było nie lada i nawet warto było by wydać na nie pieniądze, ponieważ turnieje rycerskie nie dorównywały tutaj ekspresja i emocją. Determinacja nieznajomego przybysza była ogromna, nawet na chwile nie zaprzestał walki, nawet, gdy jeden z orków sprawnie podczas parowania ciosu wytracił mu miecz z dłoni. Jednak w końcu nieznajomy został złapany. O niziołku zapomniano w całym tym zamieszaniu i korzystając z okazji złodziejaszek uciekł nie postrzeżenie. Teraz wszystkie oczy były zwrócone w stronę zamieszania. Jeden z pół orków trzymał przybysza, gdy Fenril stal przed nim i wymachiwał miechem nieznajomego, tak jak przed psem macha się kawałkiem mięsa. -Co taki mądry byłeś. Patrz i po co chciałeś ratować tego śmiecia? Uciekł nawet się nie obrócił. Kim jesteś przybyszu?- Czerwone ślepia wpatrywały się się z oczekiwaniem w lniany kaptur.- Gadaj!- krzyknął po dłuższej chwili ciszy, jednak nadal w odpowiedzi miał tylko milczenie-, Więc tak chcesz się bawić. - podszedł do nieznanego i ściągnął mu maskę. Nagle, ku zdziwieniu wszystkich im oczom ukazała się biało włosa eflica. Gdy Fenril zdjął jej kaptur jej blond włosy rozsypały się po ramionach i sięgały aż do pasa. Miała białą, delikatna skórę, jednak widać było na niej znaki podróży, jednak to nie zmieniało faktu, ze była piękna. Miała jasne, błękitne oczy, w których ukrywała się jakaś dzikość oraz drobna twarz o łagodnych rysach. Mimo porażki wyglądała bardzo dumnie. Nie wyrywała się, nie błagała o życie, a spokojnie czekała na to, co się wydarzy. W szpiczastych uszach zabrzęczało parę kolczyków, a na twarzy dało się zauważyć jakieś symbole, zapewne magiczne. Co robiła w karczmie, trudno stwierdzić, ponieważ po jej lnianym płaszczu nie było widać, kim jest lub czym sie zajmuje? Każdy był szokowany a napięcie w karczmie można było kroić nożem. Dziewczyna wykorzystują moment rozpoczęła wypowiadać jakieś nie zrozumiałe wyrazy, z których kojarzyłem tylko słowo, Pelor <dobry Bóg> poczym w karczmie rozbłysło jasne, oślepiające światło. Gdy wszystko się uspokoiło już ani dziewczyny, ani jej rzeczy nie było. -Psia kość. Uciekła, łapać ja!- Fenrlił był wściekły. Jego czerwone oczy zaczęły wręcz płonąć, a z ust wydobywała się ślina. -Ale szefie, ona czaruje, nie mamy szans.- powiedział jeden z jego podwładnych łamiącym się głosem. -Parszywe tchórze... - stwierdził tylko przywódca tej całej hałastry, a ja wolałem jak najszybciej opuścić karczmę. Jednak wolałem by nie wyładowywał na mnie swej złości, a pół orkowie znani są ze swej porywczości. Wiec wyszedłem z nadzieją, że może jeszcze uda mi się znaleźć pewnego pięknego wojownika. Wychodząc, kiedy się obejrzałem, zauważyłem tylko karczmarz, który właśnie upominał sie o zapłatę za straty Fenrila. Biedny wojownik, nie chciałbym być w jego skórze. | |
| | | Kami Hane
Liczba postów : 113 Join date : 09/06/2009 Skąd : Z niebjańskiego kraju✿
| Temat: Re: Ramira innaczej nadzieja Wto Cze 16, 2009 8:01 pm | |
| Bardzo fajne podoba mi się ... | |
| | | Kasumi Shinju Chibi
Liczba postów : 46 Join date : 22/06/2009 Age : 30 Skąd : Polska
| Temat: Re: Ramira innaczej nadzieja Sob Cze 27, 2009 8:57 pm | |
| sugoi to jest świetne! ^^ | |
| | | Maiko Minister reklamy i koloru :D
Liczba postów : 105 Join date : 09/06/2009 Skąd : nie chesz wiedzie
| Temat: Re: Ramira innaczej nadzieja Nie Cze 28, 2009 9:38 am | |
| Początek wszystkiego
Ku mojemu rozczarowaniu przed karczma nikogo nie było. Z resztą, co ja sobie myślałem, ze ścigają ją orkowie to ona na pewno tutaj postoi i poczeka, do karczmy tez już nie ma, po co wracać, wiec wiozłem mój kochany instrument i po cichu brzdąkając melodie zacząłem się kierować w stronę następnego miasta. Była to z jeden strony moja głupota, po zapuszczać się gdzieś daleko w nocy było nie bezpiecznie, szczególnie teraz, gdy nieznajome zło zabierało całe wioski w krainę cienia. Szedłem jednak powoli i spokojnie, wierząc, a może nawet, przeliczając się z siła moich zaklęć ochronnych. Chwile rozglądałem się się dokoła po uśpionym miasteczku. Piękny widok, ciemność rozświetlały tylko nieliczne światła na gankach i gwiazdy. Było spokojnie, nigdzie żywej duszy, co nadawało miasteczku nutkę romantyzmu i tajemniczości. To dla uwiecznienia tych pięknych widoków jak ten wymyślono wiersze i pieśni. Po chwili zadumy odezwał się we mnie romantyk i stare nawyki, więc zacząłem układać pieśń w głowie na chwałę tego miejsca:
"Czy to złodziej, czy to zbój Tutaj znajdziesz schron swój... Tutaj może rabować i pić, Niewiasta będzie z niego kpić..."
Nie coś nie tak, to miała być chwalebna pieśń, a niepogrążająca to miasto. Miałem nie lada orzech do zgryzienia, gdy nagle wyrwał mnie z zadumy jakiś odgłos. Może i nic dziwnego, czyjeś kroki, ale przy ciszy uśpionego miasta kroki te brzmiały przerażająco i przeszywały strachem na wskroś. Czułem się z paraliżowany i mimo, ze się bałem się, jedyne, co mogłem zrobić, to nie uciec, co było by najinteligentniejsze, a odwrócić się powoli w stronę kroków. W ciemnościach trudno było rozpoznać, co to lub kto to, po chwili zauważyłem jednak sylwetkę humanoidalna niszą ode mnie, cały czas zbliżającą się w moim kierunku. Kiedy osobnik był jakieś 5 metrów ode mnie zobaczyłem, że to niziołek, który najwyraźniej też chce opuścić miasto. Już spokojniejszy czekałam, aż mi dorówna drogi. Zawsze jest raźniej iść z kimś. Niziołek miał ok 1, 35 wzrostu i ogromny, w porównaniu do reszty twarzy nos. Ciemne włosy, których kolor nie dokładnie widziałem z powodu ciemności, niesfornie próbowały się wydostać spod brudnej lnianej czapki.. Wyglądał na dość młodą osobę i chłopa, na co wskazywało jego ubranie. Kiedy zbliżył się bardziej rozpoznałem niziołka z karczmy? Ciągnął za sobą jakiś wór, chyba większy od siebie. Kiedy w końcu byliśmy juz na blisko siebie, chciałem go przywitać i zacząć rozmowę, ale złodziejaszek mnie uprzedził. -Co się się gapisz się? Nie masz lepszych zajęć? Dziewkę byś se na noc zalazł, a nie, na ludzi patrzysz.- usłyszałem nagle dość gruby i chrypliwy głos, który zupełnie nie pasował do sylwetki, która widziałem przed sobą. -Nie ja tylko...- chciałem wytłumaczyć, ale nie było mi to dane. -A może ty jakiś zniebieściały jesteś? Co ja Cie sie podobam się? Jeśli tak to zapomnij...- rzekł tylko i ruszył dalej. -Nie się ja tylko nie chce iść przez las sam, wiesz, ta nieznana moc i dziwne zdarzenia, ty nie boisz się?- ruszyłam w ślad za nim, nie jestem zniewieściały i nie dam się tak łatwo zbyć. Co on sobie wyobraża? -Młodzieniaszku, słuchaj, nie mam dla Ciebie czasu, zrozum to... Muszę uciec przed orkami, bo jak nie to będę robił w charakterze pacynki dla ich dzieci, wiec, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to spływaj, bo jakoś nie mam chęci ani zamiaru z tobą gadać, bo jakby to ująć? Nie masz nic, co by mnie interesowało.- mówiąc to niziołek patrzył mi głęboko w oczy i zrobił groźną minę i gdyby nie to, że biedak ma metr czterdzieści to bym, sie go nawet może przestraszył. -Czy starasz się się mnie przestraszyć?- spytałem z kpina w głosie i poprawiłem swoje kasztanowe włosy. -Jesteś jeszcze bez szczelnym dzieckiem, nic nie wiesz o życiu.- speszony i wyśmiany złodziejaszek ruszył przed siebie. Nie poszedłem już za nim, stwierdziłem, że taki kompan, jednak na niewiele się przyda. Sięgnąłem po bukłak, po czym chciałem zajrzeć do sakwy ile mam jeszcze pieniędzy i czy starczy może jednak na noc w karczmie, wyciągnąłem po nią rękę i... -Gdzie, jak?! A to mały złodziejaszek...- Sakwy nie było. Zły zerwałem się pędem za niziołkiem. Niech go tylko dogonię, jeszcze bardziej go skrócę w nóżkach. Niewiele myśląc pobiegłem za nim, wymyślając go najgorszymi określeniami, jakie znałem. Złodziej, nikczemnik, co on sobie myśli?! Nie znalazłem złodziejaszka, a tak dokładniej, to nic nie znalazłem i na dodatek sam się zgubiłem pędząc jak oszalały w las. Z początku nie zauważyłem jak bardzo oddalam się od wsi, a potem, nie zauważyłem jak mroczny i ciemny staje się las. Kiedy w końcu miną mi amok zorientowałem się dokładnie dopiero gdzie się znajduje. Las wyglądał przerażająco, jak dawno opuszczony i uschnięty - martwy… A może to tylko wyobraźnia płatała mi figle? W ciemnościach szmer drzew wydawał się upiornym dźwiękiem, a wszystkie kształty wyglądały wręcz groteskowo i mrocznie. Co chwila miałem wrażenie, że coś się skrada modląc się w duch, aby wrażeniem to pozostało. Nie to, ze jestem tchórzliwy, ale nie lubiłem walczyć. Ponieważ wszystko tak mnie przerażało, postanowiłem użyć zaklęcia światło, wiec wypowiedziałem magiczne słowa, po czym moja harfa rozbłysła dość jasnym światłem. Z początku poczułem lekką ulgę, jednak to uczucie szybko minęło. Wszystkie kształty zaczęły wyglądać jeszcze bardziej przerażająco. Drzewa rzucały ogromne cienie, podobnego demonów, naśmiewających się mojej głupoty, fakt, sam sprowadzam na siebie kłopoty. Cokolwiek jest w tym lesie, teraz może o wiele łatwiej mnie znaleźć. Przeklinając siebie duchu jednak szlem dalej, nie zważając na szmery czy cienie. Chciałem po prostu jak najszybciej opuścić las, o niczym innym nie marzyłem. Ze złością patrzyłem na naśmiewające się ze mnie cienie z lękiem oczekując pojawiającego się w nich ruchu. Nic niestety nie zauważyłem… Niestety?! Na szczęście! Idąc tak parę godzin po lesie w końcu się zmorzyłem, a ponieważ przez tyle czasu nic nie zauważyłem, postanowiłem w końcu odpocząć. Już nawet blask mojej harfy przygasał. Rozsiadłem się na otwartej polanie, miejsce te wyglądało mniej upiornie bez towarzystwa cieni oraz dało sie tutaj wypatrzyć gwiazdy. Ale ile gwiazd. Nie wiem czym to było spowodowane, może wyjątkowymi ciemnościami, może moim zmęczeniem, ale niebo było usłane milionami gwiazd. Z łatwością dało się każdą konstelacje. Wszystkie gwiazdy wesoło do mnie wesoło mrugały, a ja w końcu tego dnia poczułem się szczęśliwy. Leżąc na ziemi wspominałem rodzinne strony, co pociągnęło za sobą masę wesołych i ciepłych chwil. Rozmarzony leżałem jeszcze chwile rozmyślając nad tym co robią teraz moi bliscy, przyjaciele, po czym z uśmiechem zasnąłem. Obudził mnie jakiś szmer. Gdy otworzyłem oczy, zauważyłem, że jest już jasno, a drzewa sie zielenią. Wszystko wydawało się takie żywe, a mroczne upiory uciekły gdzieś razem z pierwszymi promieniami słońca, które teraz muskało ciepłymi promieniami moja twarz. Gdy rozejrzałem się rozleniwionym wzrokiem, co to za szmer, ujrzałem widok, który od razu mnie ożywił. Moim oczom ukazał się już za dobrze mi znany niziołek, obecnie przeszukujący mój worek, zapewne poszukując nowych łupów. W świetle dziennym jego niesforne loki jarzyły się czerwonym wręcz blaskiem, a skóra była wyjątkowo piegowata i zarumieniona zapewne od słońca. Niewiele myśląc złapałem rozbójnika za nogę póki mogłem. Niziołek spłoszony wypuścił z rąk wszystkie rzeczy i spojrzał na mnie przestraszony. -Mam Cię w końcu, całą noc Cię szukałem, ale w końcu Cię mam!- Wykrzyknąłem z dumą. -Ty?! Masz mnie?!- zaśmiał się złodziejaszek- Całą noc za Tobą łaziłem pacanie, wysokie masz mniemanie o sobie wiesz dzieciaku? Lokiego nie da się złapać!- wykrzyknął z dumą i zaczął śmiać się patrzą na niebo. -Jak to się nie da, przecież właśnie Cię złapałem?- jego wypowiedź lekko mnie zdezorientowała, ale nie straciłem czujności. Jednak niziołka nie wolno ufać, zdradliwe, podłe istoty. -Tak Ci się tylko wydaje młodzieniaszku. Patrz.- rudowłosy człowieczek zebrał wszystkie rzeczy z ziemi, po czym popatrzył na mnie swymi zielonymi oczami- Bo widzisz, Loki teraz jest...- uśmiechnął się do mnie serdecznie, po czym jego twarz rozpłynęła się w powietrzu. Zdezorientowany patrzyłem tępo w pustkę w mojej ręce, którą jeszcze przed chwila wypełniała noga niziołka. Ogłupiony popatrzyłem się na polankę, po jakieś chwili zauważyłem niziołka materializującego się w innej części usłanej świeżą trawą ziemi. -A teraz Loki już jest! Żegnaj głupku!- krzyknął do mnie karzeł radośnie i zaczął biec w stronę lasu. Złość znów we mnie niezmiernie nabrała, już miałem sie zrywać i biec za tym wrednym, małym karyplem, gdy zauważyłem, że wpadł on nagle… na powietrze!? Nie wiem, co dokładnie się stało, ale wyglądało to tak jakby Loki odbił się od powietrza i z dużym impetem upadł na ziemię rozsypując moje rzeczy. Rozejrzałem się po polance, ale poza zieloną trawą, drzewami w dodali i smakowicie wyglądającymi malinami zaraz obok mojej nogi nic nie zauważyłem. Niziołek po woli zebrał się z ziemi otrzepując sie i wyraźnie klnąc pod nosem. -Wczorajsza historia nic Cię nie nauczyła drobny przyjacielu…- w powietrzu uniósł się dziewczęcy, nieco zbyt wysoki głos. Już zupełnie zdziwiony poderwałem się z ziemi układając już w głowie dość potężne, przynajmniej tak mi się wydawało, zaklęcie ochronne. Co jest do jasnej? Niziołek znika, jakieś głosy. Może to zły duch lasu? Przeszły mnie po plecach ciarki. -A, co Cie to? A i tak dla jasności, nie jesteśmy żadnymi przyjaciółmi paniusi, zrozumiano?- niziołek raczenie był tak przestraszony jak ja. Mówił patrząc się nicość przed sobą, której powoli zaczęła sie formować sylwetka. Dokładniej ta sama sylwetka, która wczoraj wyciągnęła go z kłopotów. Eflica miała raczej mało sympatyczny wyraz twarzy, a tatuaże ją zdobiące jakby pociemniały na kolor kobaltu. Nadal miała na sobie niechlujny, lniany płaszcz, który odejmował jej uroku, mimo wszystko wyglądała bardzo dostojnie i pięknie. -Nie to znów ty. Kobieto, nie możesz dać mis pokoju? Jak Ci się spodobałem to powiedz, a nie mnie szpiegujesz jak jakiś maniak… -niziołek zaczął powoli narzekać, zbierając z ziemi nie swoje rzeczy- … Po za tym, nie jesteś w moim typie. Wybacz, ale jesteś za wysoka. Nie chce Ci łamać serca kotu, ale taka kolej rzeczy. A wiec żegnajcie przyjaciele. Miło było was poznać.- dodał i radosnym krokiem ruszył w stronę lasu jakby nigdy nic. Rysunki na twarzy dziewczyny, pociemniały tak, że już były granatowoczarne, co dawało ogromny kontrast z jej jasna cerą i jej oczami, które teraz zrobiły się prawie białe. Nie wyglądała na pewno na tak radosna jak niziołek, a raczej na wściekłą. Zanim zdążyłem się zorientować, podbiegła do rudowłosego żartownisia i bardzo mało kobiecy sposób kopnęła go tak mocno, że biedaczek wyładował twarzą w ziemi. Taka słodka istota, może się okazać tak brutalna i nieokrzesana. Co się dzieje z tym światem?! -Po pierwsze, nie, nie jesteś w moim typie, a po drugie oddaj temu łamadze to, co mu ukradłeś!- Elka podniosła taki krzyk, że z pobliskich drzew uciekły ptaki wywołując straszny szelest szum. Była ona zdecydowanie zła… i zaraz, czy ona mnie obraziła? -Dobra, masz i daj mi spokój.- niziołek rzucił moje rzeczy w jej stronę. Czy kto kol wiek szanuje tutaj mnie lub coś mojego?- A teraz pani, pozwól mi odejść, jeśli łaska…- rudowłosy młodzieniec skłonił się nisko, po czym tak jak wcześniej rozpłyną się powietrzu. Blondynka jeszcze chwile patrzyła w pustkę. Rysunki na jej twarzy powoli nabierały z powrotem normalnego odcieniu, a w oczach zniknął ten blask wściekłości. Po chwili kucnęła, pozbierała moje rzeczy i zaczęła się do mnie zbliżać uśmiechem. Po tym, co widziałem, nie chciałem jej bliżej poznawać, czy nawet w ogóle, ale co mogłem teraz zrobić. Wstałem w końcu z ziemi, przeczesałem dłonią orzechowe loki i czekałem Na to, co się wydarzy. -Niebezpiecznie jest Łazic samemu po nocach. Musisz być albo głupcem, albo wielkim wojownikiem, ale patrząc na to, co masz przy sobie, zgaduje, że nie bardzo lubisz trzymać oręż w ręku.- popatrzyła na to, co trzymała w dłoniach,. Prawda, było tam parę zwoi, tusz, pióra, trochę jedzenia, ale od razu głupiec. Czemu ona znów mnie obraża? -Nie, nie jestem głupcem. Po prostu chciałem jak najszybciej dodrzeć do dużego miasta, by opowiedzieć ludziom o moich historiach. Sam król na mnie czeka.- skłamałem, sam nie wiem, czemu. Może poczułem się onieśmielony tak silna kobietą, a może to jej uroda tak na mnie wpłynęła. Co prawda teraz, słońcu, wyglądała jeszcze lepiej. Jej długie jasne włosy, dawały blask niczym lustro odbijające światło. Jej oczy były teraz radosne i dało zauważyć się w nich jakiś hipnotyzujący blask. Tatuaże na jej twarzy składały się w jakieś mistyczne wzory zasłaniając gdzieniegdzie jej delikatną jasna skórę. -A panienka, tak mnie poucza, a sama nie boi się Lasówko nocach?- zapytałem, starając się zmienić temat, aby odciągnąć uwagę dziewczyny od mego kłamstwa. -O mnie nie trzeba się martwić, przeciwieństwie do Ciebie panie.- w jej głosie słychać było nutę sarkazmu. Po chwili wyciągnęła o mnie ręce, aby oddać mi moje rzeczy- A to chyba pana, a i jeśli ruszasz do miasta, zapewne do króla Zaita, ponieważ on rządzi w najbliższym mieście, to czy mogę wybrać się z Tobą? Wiem, że powinienem powiedzieć „nie”. Ale dziewczyna miała tak miły i sympatyczny wyraz twarzy, że nie dałem rady. Bałem się tylko, ze moje kłamstwo wyjdzie na jaw, ale doszedłem do wniosku, że najwyżej zgubie ją w mieście, co nie powinno być trudne. -Tak oczywiście moja Pani, będę zaszczycony. Jestem Pompi, znany bart, a od teraz twój Wiery sługa. – wiozłem od niej rzeczy i skłoniłem się nisko. -To dobrze, a i tam leżą moje rzeczy.- wskazała worek pod drzewem- No, co się tak patrzysz. Bierz go mój pachołku i ruszamy.- dodała beze mocji i ruszyła w las. Worek był strasznie ciężki. Jak ona sama go niosła, tego nie wiem, ale czułem coś, że będę bardzo żałował mojej decyzji podróży razem z tą nieznajoma elfką. Co mnie znów napadło? Muszę zacząć panować nad sobą, a nie tracić rozum gdy zauważę jakąś niewiastę. Gdyby ona jeszcze była bezbronna, a ona penie samym charakterem smoka by wystraszyła. Niby ma to i swoje dobre strony, mnie też może obroni, mam przynajmniej taka nadzieje. | |
| | | Kami Hane
Liczba postów : 113 Join date : 09/06/2009 Skąd : Z niebjańskiego kraju✿
| Temat: Re: Ramira innaczej nadzieja Nie Cze 28, 2009 11:44 am | |
| Sugoi świetne kocham czytać twoje dzieła Maiko^^ | |
| | | Maiko Minister reklamy i koloru :D
Liczba postów : 105 Join date : 09/06/2009 Skąd : nie chesz wiedzie
| Temat: Re: Ramira innaczej nadzieja Nie Cze 28, 2009 4:49 pm | |
| Dzięki dziewczęta, bardzo mnie cieszy że wam sie podoba | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ramira innaczej nadzieja | |
| |
| | | | Ramira innaczej nadzieja | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|